[Ten wpis to tylko dobudówka do poprzedniego. Jeśli nie było okazji go przeczytać, zalecam wpierwej kliknąć TUTAJ ]
Obrazek Pierwszy
Koza kolejny dzień nie je.
Pije. Wodę, wywar na grypę, herbatę lipową, syropy, ekstrakt z czarnego
bzu.
Wstaje tylko do łazienki, bo nadal dusi oddech.
W nocy się męczy. W dzień śpi.
Ja denerwuję się równo jak leci.
Drugi
Luby Mąż zbiera się przebierać na wigilijny obiad. Marudzi, że gorąco.
Uważam, że przesadza. Jest dwadzieścia osiem stopni, zmiłowanie po lecie.
Układam rybę na półmisku, kiedy małżonek wchodzi do kuchni w galowym stroju
własnego uznania.
- Zobacz, co znalazłem w szufladzie z wyjściowymi szortami.
Zamówione z Polski książki i gry na Boże Narodzenie!
Ale jajo!
Trzeci
Kozak też się przebrał do Wigilii. Za Terminatora.
Prezentuje przy twarzy karabin nerf.
Z luf wystają czarne przyssawki gąbek,
znad głowy sklejony żelem włos w sztorc.
Na twarzy kulerskie matrixy. Kolor szkieł - rażący granat.
Do tego podkoszulek z ulubioną dziurą, że bez zachwytu nie podchodź.
- Dobrze wyglądam?
Kiwam głową na tak, pomna ważnego: know
when to pick your battles.
Wiem, kiedy nie warto walczyć o swoje.
Czwarty
W następnym pojedynku zostaję załatwiona w każdej z trzech prób.
Terminator liznął łyżkę z barszczem.
- Tego nie - odrzekł krótko.
Uszczknął róg pieroga i wypluł.
- Ble!!!
Kawałek pieczonej ryby?
Przeczący ruch bronią.
Wycofuję się.
Przynajmniej udało się wcześniej przekonać Kozaka, że nie ma potrzeby wypowiadać wojny "Trzem Królom", goszczącym w trawnikowej scenografii świątecznej za rogiem.
Piąty
Luby Mąż przygląda mi się nieodgadniętym spojrzeniem.
- Pić barszcz i zagryzać tartymi buraczkami... - odzywa się w końcu - to
jak jeść ziemniaki i zagryzać czipsami...
Szósty
- Nie upiekłam ciastek dla Świętego Mikołaja. Bardzo mi przykro -
przepraszam Terminatora, który -
amerykańskim zwyczajem - chce zostawić Gwiazdorowi pod choinką picie i jedzenie.
- OK! To samo mleko. - Syn ucieka od stołu przygotować przekąskę.
W kuchni zmiana zdania.
- Nie dosięgnę. Naleję soku. Pomarańczowego.
Marszczę czoło, mąż wzrusza ramionami.
- No, co? Adaptacja to podstawa. W końcu jesteśmy na Florydzie, nie?
Siódmy
- Wyłączyłaś piekarnik?
- Tak.
- Bo strasznie tu gorąco - mąż znów wydziwia.
Faktycznie. Też jestem mokra, a przed chwilą brałam prysznic.
Sprawdzam po kryjomu piekarnik.
Wyłączony.
Żesz! Wyłączone jest przecież i chłodzenie.
Idę do termostatu. W przekładzie na Celsjusze wyświetla dwadzieścia
dziewięć stopni. Odpalam klimę, a drodze powrotnej do stołu spostrzegam na
stołku przy choince sok pomarańczowy. Wypijam duszkiem. Odstawiam szklankę i zerkam
na list od Kozaka:
Dere Santa,
Here is orange juice. It is also tasty.
Dorgi Mikołaju! Oto sok
pomarańczowy. Jest również smaczny.
Potwierdzam. I also w sam raz na
przerzedzone elektrolity.
Ósmy
- O nie!!! Wypiłaś mój sok dla Mikołaja? Za karę nie dostaniesz nic na
Gwiazdkę!
- Poczekaj! Pamiętasz, co to zły uczynek? Musisz go zaplanować, wiedząc, że
tak się nie robi i wykonać, nie żałując. Wypicie soku to był odruch! Przepraszam
cię, ale nie zastanawiałam się nad tym, co robię. Tak jakoś wyszło...
- Rozumiem. Ja mam tak, gdy pierdzę...
Dziewiąty
- To jakimi dobrymi uczynkami możesz się pochwalić w te święta? - pytam
syna, nalewając soku do czystej szklanki.
Kozak znów się irytuje.
- No przecież mówiłem!
- Ale ludzie są zapominalscy. Możesz mi przypomnieć?
- Powiedziałem Grace, że jest sexy.
Dziesiąty
Pojawia się Koza.
Idzie mętnym krokiem, na pamięć, i jak wówczas, gdy głodna - pcha się prosto
do lodówki.
Otwiera drzwi, mruży oczy przed łuną bijącą po tychże.
Zarzuca charczącym głosem:
- Co to ma być? Wigilia i nie ma nic do jedzenia?
Jedenasty
Koza zjadła pięć pierogów, rozdała zrobione przez siebie prezenty i znów
zapadła się pod ziemię.
Wyciągnęłam wino, żeby opić upragnione nadejście, ale tak długo i tak
pieczołowicie ustawiałam swój prezent od córki w gałązkach choinki, że zapomniałam
o toaście.
Dwunasty
Butelka dotąd nietknięta.
Alkohol został przyniesiony w listopadzie przez sąsiada w podzięce za opiekę nad
milusińskimi, a mniejszy milusiński, mimo że nie doczekał się mnie w Wigilię o
północy, jak planował, tak zrobił. Wyrzygał mi. I to dość ostro, bo w poprzek
kuchennego stołu, Kocium Panie!
Ścierałam, drapałam, dezynfekowałam.
A teraz, co spojrzę na trunek, robi mi
się niedobrze. Nie otwieram.
Czuję, że stanąłby korkiem w gardle.
Musi poczekać. Do siego roku.
Dużo zdrowia dla Kozy!
OdpowiedzUsuńA rysunek piękny! :)
O.
PS. Ja Was podziwiam, że wytrzymujecie to ciepło na Florydzie. Ja jesienią umierałam prawie i zwiewałam na północ :)
Podwójne dzięki. Możesz podziwiać męża. Ja nie istnieję od maja do października. Mam roztopiony mózg i nie umiem myśleć w żaden sposób :-)
Usuńo kurcze , nie ma to jak magia swiat ;-)
OdpowiedzUsuńKozak wymiata :-D
my jedlismy kielbaski z salatka warzywna na wigilie, a Tadeuszek makaron z maslem i sola ;-) - ja juz odpuscilam
właśnie... takie dziecko ciągle "wodzi na odpuszczenie"; ale heca, btw! makaron z masłem i solą był u nas przez kilka lat jedyną obiadową potrawą Kozaka!
UsuńKochana....wróciłam wreszcie na łono internetu i co ja tu patrzę? Napisane cudownie...pięknie i po twojemu. Mam tylko nadzieję, że dzisiaj Kozie już lepiej. Dużo zdrowia dla Kozuli!!
OdpowiedzUsuńDzięki, dzięki! "Kozula" znów się "kula". Ostrożnie, ale nie w tę stronę, co ja bym chciała, ale od czego matki mają wygórowane oczekiwania... ;-)
Usuńhej, hej :-)
OdpowiedzUsuńzaglądam wreszcie i ja i podczytuję....tak miło znów Ciebie poczytać...szkoda tylko że okoliczności takie sobie, ale mam nadzieję, że Kozie już lepiej
pozdrawiam serdecznie i zyczę wszystkiego najlepszego w Nowym Roku i weny do pisania bloga :-)
ivonesca
O! Ivonesca! :-) Tak. Koza znów na chodzie i dziś podreptała do szkoły. Wam również składam życzenia Świetnego Roku! I również bym chciała, żeby mi się chciało pisać... i żeby mogło ;-)
Usuńto czekam na wpisy :P
UsuńKochana! Życzę by w Nowym Roku choróbska trzymały się od Was z daleka. Tobie też życzę trochę spokoju i czasu dla siebie ;-) Prezent od Kozy, cudowny! Ale zdolniacha.
OdpowiedzUsuńBuźka!
Dzięki, dzięki i dzięki. :-) A choróbskom i innym dywersantom mówię: NIE! ;-)
Usuń