sobota, 9 września 2017

Irma cz. 2

Dzień przygotowań dobiega końca. Tak jak miałam w planie wczoraj, rośliny (w tym krzewy doniczkowe) przeprowadzone zostały do domu. Niestety, z trzema jaszczurkami i świerszczem. A może stety? Nie wiem, nie pytałam, gdzie wolałyby przeczekać nawałnicę.

Worki z ziemią ogrodową znalezioną w garażu upchane od zewnątrz pod drzwiami na taras. Pomoc sąsiedzka zakończona. Woda pitna przygotowana. I najważniejsze - działa klimatyzacja.

Działał też dziś Kozak. Na pudle z puszkami ustawił swój sprzęt, żeby odstraszyć huragan.




No właśnie. Huragan miał przyjść dziś wieczorem lecz zwolnił. Pojawi się jutro.
I wzmocnił się. Z kategorii drugiej zrobiła się znów trójka. (Na wysokości Orlando, bo w Key West, gdzie oko huraganu ma być jutro rano prognozują czwórkę.)

Cały system chmurowy przesunął się też na zachód. Dla Orlando to niezbyt dobra wiadomość. Miasto znajdzie się po prawej stronie oka huraganu, a tam wichura jest silniejsza niż po przeciwnej stronie.

Trzy godziny temu zamknięto lotnisko, ale jeszcze można jeździć po ulicach. Dopiero jutro wprowadzona zostanie godzina policyjna. Tylko nikogo nigdzie nie widzę. Może dlatego, że sklepy zaryglowane. Martwa cisza za oknem.

Wyłączyłam telewizor. Nie da rady długo oglądać relacji o żadnym nieszczęściu, kiedy ma zahaczyć o moje podwórko.

Współczuję tym, którzy zostawili domy i śpią po hotelach lub w zatłoczonych salach prowizorycznych schronów. Nie chciałabym rzucać domu w panice. W nerwach. W niepewności. Potem w grupie przypadkowych osób taki strach przybiera tylko na sile. 

Żal mi szkód wyrządzonych przez Irmę i tych, co jeszcze przed nią. A raczej przed nami. Ona sama po sobie na pewno sprzątać nie będzie. Ale nie mam już siły się jej bać, a owszem, pierwszy raz boję się huraganu. Poprzednimi razy było inaczej. Przykładowy Matthew nie był największym huraganem notowanym za najście znad Atlantyku. 

Naprawdę słychać tę ciszę zza okna. Chyba skorzystam i pójdę wcześniej spać, bo kto wie, czy nie będzie trzeba czuwać jutro, w nocy z niedzieli na poniedziałek. Przedtem jeszcze tylko mocno spóźniona kolacja. Z podkładem muzycznym. Przygrywa uwięziony w krzaku bananowym świerszcz. 

4 komentarze:

  1. Mam nadzieję, że ostatecznie będziesz to wspominać jako ciekawą przygodę. Postraszy i zniknie. Trzymajcie się dzielnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też mam nadzieję. Naprawdę. Ale smutek już widzę na horyzoncie... z innych powodów...

    OdpowiedzUsuń
  3. You are hero !
    nie mozna dac sie zastraszyc ,
    zycze aby wszystko dobrze sie skonczylo :)

    OdpowiedzUsuń